Ultra swimrun – 100 kilometrów radochy.
100 km, 17 godzin, 17 km pływania, 85 km biegu. Artur Pękal zrealizował swoje osobiste wyzwanie – Ultra Swimrun czyli 100 km wpław i biegiem. Jak wyglądały przygotowania do tak trudnego wyścigu z samym sobą? O tym poniżej.
Ania: Znam raptem kilka osób na świecie, które zrobiły swimrunowo po 100 km,
jednak chyba nikogo, kto zrobił to jednego dnia, więc tym bardziej Ci
gratuluję, bo poprzeczkę podniosłeś wysoko.
Artur: Cześć Aniu, przepraszam, że zwlekałem z odpowiedzią kilka dni, ale to był naprawdę szalony czas – 24 czerwca setne urodziny naszej Babci Janki i TO jest prawdziwe ultra. Zaraz potem w sobotę organizowałem maraton koleżeński. Trzeba było trochę pobiegać, trochę pobawić się w gospodarza imprezy. Piknik na zakończenie, wiadomo, przeciągnął się do wieczora, a gdy opadł kurz po ostatnim odjeżdżającym maratończyku, w furtce przed naszym domem pojawiły się trzy uśmiechnięte twarze, które na pewno dobrze znasz: Wojtek od dzikiego swimrunu z Poznania, Robert z Wrocławia i Paweł z Kcyni. Chciałem iść spać ale okazało się, że zabrakło chętnego do 24 godzinnej sztafety swimranowej, więc dołożyłem swoje 3 godziny swimrunu w środku nocy, z księżycem przyświetlającym taflę jeziora. Na niedzielę jeszcze wcześniej obiecałem chłopakom zwiedzanie wczesnośredniowiecznego grodziska na wyspie na jeziorze więc trzeba tam było tylko…. dopłynąć. Ale jestem już z powrotem w domu, piję mocną kawę próbuję nie zasnąć i odpowiedzieć na twoje pytania.
Ania: Artur to co zrobiłeś trudno sobie wyobrazić…dlatego nie chcę pozbawić Cię
tej przyjemności – powiedz naszym czytelnikom o czym mowa?
Artur: Na początku lata, 19-ego czerwca wtedy gdy noc jest najkrótsza zmierzyłem się ze 100 kilometrowym swimrunem i udało się. Po 17 godzinach zatrzymałem się z wynikiem 102,750m – setka padła.
Ania: Na tym zrobimy pauzę, by szczęki tym co czytają wróciły na miejsce.
Powiedz nam zatem co robiłeś zanim pojawił się swimrun?
Artur:Wiesz, od kilku lat już biegam, ale nie biegałem od zawsze. Kiedyś obijając się od czasu do czasu w siodle po górkach w lesie, (hodowałem wtedy koniki polskie), obserwując płaty piany odrywające się z boków zmęczonego ogiera – pojawiła się myśl – muszę sam sprawdzić „jak boli” ta trasa. Biegam tam dzisiaj bardzo często.
Mieszkam w lesie, pracuję w lesie i biegam po lesie.
Z asfaltami pożegnałem się na zawsze. Raz sprawdziłem jak smakuje wieki maraton uliczny. Już wiem. Dziękuję, to nie moja bajka.
Poza tym ja chyba naprawdę lubię biegać na sznurku. Mam wspaniałego przyjaciela, kompana do przemierzania leśnych ścieżek biegowych, 11 letniego psa rasy gończy polski.
On zawsze jest z przodu. Gdy zakładam buty biegowe, jego kufa już wciska się pod ramię, by pomóc mi zawiązać sznurówki. No i jak go nie zabrać ze sobą? Zakładamy uprząż, linkę z amortyzatorem, otwieramy furtkę i jesteśmy już w lesie. Zaczynamy wspólny trening. Błądzimy po wąskich leśnych ścieżkach ciągnąc od wody do wody, by psisko mogło się napić i schłodzić. Jeszcze niedawno to On brodził w jeziorze, a ja stałem na brzegu i mu zazdrościłem, bo przecież butów biegowych nie należy moczyć, poodparzam sobie stopy. Dzisiaj już wiem, że woda na ścieżce biegowej jest wolnością i już jej nie omijam.
Obecnie (z Bekasem moim psem) robimy już wspólnie krótsze spokojne treningi. Ale kilka lat temu na Kaszubskiej Poniewierce pokonaliśmy razem magiczne 100 kilometrów biegu.
Aż któregoś dnia przeczytałem artykuł w Ultra i zdjęcia – kilka osób dziwnie ubranych wychodzących z wody, ktoś komuś podaje rękę przytrzymując na mokrych śliskich skałach, biegacze przepływający z wyspy na wyspę. Archipelag Sztokholmski i swimrun- to była pierwsza informacja. Czy to się da, czy to jest w ogóle możliwe, za kilka dni miałem już łapki i małą ósemkę z basenu, wskoczyłem…nie, wbiegłem do jeziora i tak już zostało.
Dzisiaj nadal najczęściej biegam na sznurku – mój młodszy kolega Bartek, partner swimrunowy zasuwa najczęściej z przodu.
Ania: Czyli swimrun był tylko kwestią czasu. Myślę, że czytelnikom pierwszy
szok minął więc pytam dalej skąd zrodził się pomysł na 100 kilometrowy
swimrun ?
Artur: Udało mi się wcześnie kilka razy zmierzyć z tym dystansem ale jedynie na biegowo. Wiedziałem już jak smakuje setka. Jest w niej jakaś magia, jakaś granica.
Przecież woda pomaga- to musi być możliwe.
I dzwoni Bartek – „Artur jedziemy na 3-dniowy swimrun, jest do zrobienia setka w 3 dni, nie ma oznaczonej trasy, nie ma traka, jest las, woda, krystalicznie czysta chłodna woda, nie ścigamy się – Bory Tucholskie, Kaszuby i przestrzeń.”
I tak znalazłem się na „Swimrunie odkrywców” organizowanym w pierwszych dniach czerwca tego roku przez pasjonata biegopływania Wojtka Otockiego.
Grupa uśmiechniętych ludzi z całej Polski i ciągniemy do przodu.
Nie ma napięcia, nic nas nie goni. Kończy się 3 dzień, a mnie nic nie boli, czyżby lekcje Pana Jagody naprawdę działały? Kończę najpiękniejszy swimrunem mojego życia i już wiem wreszcie jak należy zrobić setkę. Spokojnie i z uśmiechem – Wojtek przez 3 dni biegł uśmiechnięty.
Ania: Dystans, ten pokonałeś w ponad 17 godzin. Jak wiesz albo i nie
początkowi biegacze ultra taki odcinek pokonują w podobnym czasie, a Ty
zrobiłeś to pływając i biegając naprzemiennie. Jak się do tego
przygotowywałeś?
Artur: Na co dzień udaje mi się pokonywać sporo kilometrów na własnych nogach pracując w lesie, pilnuję żeby nie zasiedzieć się przy biurku.
Nie mam poważnego planu treningowego.
Ewa, moja żona ,połknęła biegowego bakcyla więc staramy się jak najczęściej wspólnie wybiec z domu. Pytanie tylko kto biegnie z psem? Nasi synowie trenują biegi na orientację – 3 treningi w tygodniu. Przecież nie będę stał i czekał na nich. Lepiej biegam po borówkach na przełaj bez szlaków i w dzień i w nocy. Ale jest jedna żelazna reguła – minimum dwa – 3 godzinne treningi swimrunowe w tygodniu. (Tutaj Bartek jest nieugięty).
Ja nie lubię basenu. Covidowe zamieszanie z ich dostępnością doprowadziło do tego, że treningi w otwartych wodach rozpoczęliśmy już 19-tego kwietnia.
Ania: Tak, tak pamiętam ten „ciepły dzień ” 19-ty kwietnia. Przejdźmy do samego wydarzenia. Przedstaw proszę jak przebiegała trasa?
Artur: Do samego końca koncepcja trasy była otwarta. Tak naprawdę chciałem w tym swoim lesie zaliczyć kilka jezior i zrobić 3 kółka po około 30 kilometrów.
Niestety prognoza pogody była wtedy jednoznaczna – będzie gorąco, muszę mieć dostęp do picia, nie pobiegnę przecież z plecakiem.
Stanęło na pętli około 12- to kilometrowej, w tym niecałe 2 km wody. 5 sekcji, 5 razy wskakiwałem do jeziora na jednej pętli i to mi ratowało życie w tym upale. W trakcie pojawiło się trochę modyfikacji trasy.
Trasa biegowa głównie prowadziła przez lasy i polne ścieżki. Nie dało się niestety po drodze nie zaliczyć asfaltu ale była to naszczęście strefa wolna od komarów.
Najdłuższe odcinki biegowe dochodziły do 4 km, a woda różnie od 200 do 600 metrów.
Ania: Czy trasę pokonywałeś sam czy miałeś wsparcie z zewnątrz?
Artur: Swimrun to gra zespołowa, to para, to tak jak w Rzeźniku 2 osoby które wspierają się na trasie.
Ewa moja żona powiedziała tylko, „Artur pamiętaj ma być bezpiecznie, to jest woda, las i temperatura, działaj i powodzenia.”
Mam wspaniałych przyjaciół swimrunowych – nie pozwolili mi wyruszyć samemu, Karolina Kisielnicka, Bartek Kisielnicki i Robert Baranowski. Oni się zmieniali, a ja byłem na trasie cały czas. Czasami byliśmy na trasie we dwójkę, a czasami ciągnęliśmy całą czwórką.
Ania: Jeden z uczestników pierwszego swimrunu w Szwecji Mats Anderson w
wypowiedzi do programu „Ekstremalny Czas wolny” wspominał jak wyglądały
przygotowania do pokonania 65 km trasy, na której wszystko się zaczęło.
Mówił, że zabrał ze sobą m.in śpiwór, by móc przespać się pod drzewem.
Jak wyglądało to u Ciebie. Jak wyglądała logistyka?
Artur: Jasne było dla mnie, że takiego dystansu nie można pokonać na deficycie snu. Plan był prosty – ostatnie trzy noce mają być długim spokojnym wypoczynkiem. Dwa razy się udało. Potem przeprowadzka nad jezioro, sen i start. No i nie zagrało. Przed startem jedynie 3 godziny snu, pobudka o 2 w nocy, o 3 brzask a chwilę po z Bartkiem byliśmy już na trasie.
W głowie wciąż ta sama myśl „będzie gorąco” i mantra Bartka – „pamiętaj słońce to energia, słońce to życie”
Plan: pętla 1h40 – 2 godziny, jesteśmy w bazie, jedzenie, picie i w drogę.
W trakcie dnia mała modyfikacja – podrzucona woda i izo w 2 dodatkowe miejsca w lesie.
Zabezpieczona czołówka aby oświetlić pomost jeżeli będę kończył po ciemku.
Nie brałem śpiwora, nie planowałem dłuższych odpoczynków.
Ania: Czy robiłeś sobie przerwy na jedzenie?
Artur: Pamiętałem, że już kiedyś przebiegłem stówę, woda pozwoli odpocząć, w razie czego będę szedł, byle do przodu, jak się zatrzymam za długo to zesztywnieję i to będzie koniec zabawy. Jadłem prawie na stojąco, chyba że akurat podano obiad.
Ania: Jak często i co jadłeś?
Artur: Wiedziałem ,że jak zagra głowa i odżywianie (nie jestem pewien w jakiej kolejności) to może się udać. Średnio co niecałe 2 godziny był popas. Na samych żelach i izo mój żołądek , by tego nie wytrzymał. Były bułki z dużą ilością żółego sera, masła i sałaty, zupa pomidorowa Karoliny i ruskie pierogi mojej Mamy oraz ciepły rumianek w termosach. Wydaje mi się, że pierogi i rumianek zdziałały cuda.
Ania: Czy miałeś w trakcie tych 17 godzin chwile zwątpienia, że nie dasz
rady? Co Cię motywowało?
Artur: Kryzys jak zawsze przyszedł gdzieś pomiędzy 60 a 70 kilometrem, pilnował mnie przez 2 godziny i zniknął.
Temperatury się bałem. W dzień podskoczyła do 30 stopni w cieniu. Jednak najbardziej zdziwiła mnie woda – „O świcie pierwsza woda i nie chłodzi – jak to, a co będzie w południe?”
W południe zrobiło mi się w wodzie zimno, gęsia skórka- myślę sobie coś nie tak, chyba się przegrzewam – wołam Roberta – płyniemy na lince, fajne poczucie bezpieczeństwa, głowa się uspokaja. Czekam na awarię żołądka, jest upał ale rumianek robi swoje, potem temperatura spada i jest lepiej.
Co mnie motywowało? Może to prozaiczne ale mam wspaniałych dwóch synów i wiedziałem, że czekają i trzymają za mnie kciuki. Poza tym co miałem powiedzieć tej trójce, która ze mną zasuwała w tym upale?
Kiedyś już zszedłem z trasy – to po prostu boli.
Ania: Co najbardziej utkwiło Ci w głowie gdy myślisz teraz o trasie?
Artur: Komary i upał. Upał gnał mnie do lasu, a las witał taką ilością komarów, że zawiązywanie butów groziło zadrapaniem się na śmierć. Nie można było stanąć – może to one gnały mnie do przodu. Śniły mi się te komary przez kilka dni.
Ania: Dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za dalsze pomysły.
Artur: Dziękuję. Ps. Bartek mnie prosił abym już w tym roku niczego nie wymyślał. W niedzielę rano po nocnej sztafecie swimrunowej siedzieliśmy z Robertem, Wojtkiem i Pawłem na pomoście nad jeziorem i nie wiem czemu ale chyba pamiętając księżyc oświetlający nocą taflę jeziora, zaczęliśmy dyskutować nad 24 – godzinnym swimrunem.
100 km w liczbach:
Jak długo: 100 km – 17.25.17
Km łącznie:
102,750 km
Przewyższenie: ok. 800 m
Sekcje pływackie ilość i w km:
47 – ok 17 km
Sekcje biegowe ilość i w km: 47 – ok 85 km
Ilość spalonych kalorii: Nie wiem mam za stary zegarek.
Czas regeneracji, którą pokazał Ci zegarek:
Nie wiem mam za stary zegarek.
Rozmawiała Ania Lis